poniedziałek, 5 stycznia 2015

Tam gdzie dzień, spotyka noc #2

Rozdział drugi




Księżyc


 Budzę się leżąc twarzą do ziemi. Trawa jest miękka i muska lekko moje ramiona, Ciężko unosząc głowę rozglądam się dookoła. Czuję się, jakbym odkryła nowy kolor. Las wygląda podobnie jak na płótnie, lecz jest ostrzejszy i piękniejszy. Przez korony drzew w kolorze onyksu widać tylko maleńkie skrawki fioletowego nieba. Uniemożliwia mi to rozpoznanie pory dnia,
Wokół miejsca w którym leżę, rosną szafirowe kwiaty o płatkach w kształcie dzwoneczków, które roztaczają tak piękny zapach, że jedyne na co mam ochotę to owinąć się nim i pozostać na zawsze w jego źródle

Ponowne otwarcie oczu, zabiera mi dobre parę minut. Kiedy wreszcie udaje mi się podnieść powieki, zauważam buty Zelal, leżące parę metrów ode mnie. Doczołgując się do nich, udzielam sobie reprymendy. Podziwiałam sobie widoki, kiedy moja siostra, jest teraz nie wiadomo gdzie, być może sama i wystraszona. Temu miejscu nie mogę ufać.

Wstając powoli, przyciskam te paskudztwo, które Zelal nazywa butami, do piersi, a potem chowając je do torby, wstaję, by przez parę minut poprostu rozglądać się dookoła siebie jak idiotka. Być może i praktycznie dorastałam w lesie, lecz to nie jest miejsce w którym mogę czuć się bezpiecznie.
Przede mną droga rozwidla się w trzy strony. Prawa, środkowa, lewa. Z każdej strony drzewa wyglądają tak samo, i nie mam pojęcia w którą stronę iść.
Gdy spoglądam pod nogi, już tu jest. Kukułka którą widziałam wcześniej, stoi teraz przy środkowej drodze patrząc na mnie, Nie jestem zbyt zadowolona tym, że podczas mojego krótkiego pobytu tutaj, już musi mnie ktoś ratować, lecz uczucie ulgi zdążyło zawładnąć już nad moim ego.

Krzyżując ramiona mówię;

-Często będziemy się tak spotykać?

Ptak przechyla główkę wywołując na mojej twarzy uśmiech. Myślę, że to jedyne tutejsze stworzenie, godne zaufania,

- Będę ci winna przysługę, jak twojemu wrednenu sąsiadowi?- pytam.

Nie wydeje się jednak zainteresowany/a negocjacjami. i odlatuje po chwili, a ja ślepo podążam za nim/nią.

Nie mam pojęcia czego się spodziewać. Idąc próbuję przypomnieć sobie wszystkie historie i mity jakie słyszałam, lecz po przemowie zielonookiego, przed moim przybyciem tutaj, nie wiem w co wierzyć.
Nie zauważam w pobliżu niczego co mogłoby przypominać portal przez który tu wpadłam. Nie jestem pewna tego jak wrócę do domu, ale postanawiam, że o to będę się martwić później.
Ścieżka, którą idę jest tak wąska, że gdy rozkładam ramiona, dotykam dłońmi ciemnej kory drzew. prowadzi prosto przed siebie. Wystające z każdej strony gałęzie plączą się nad moją głową zasłaniając niebo. Zwalniam tempo by móc się rozejrzeć. gdy patrzę w dół zauważam jak błękitne kwiaty podnoszą swoje główki gdy przechodzę obok nich. Automatycznie obdarzam je spojrzeniem spode łba.
Mówiąc szczerze na wszystko patrzę spode łba. Ten las jest zbyt cichy. Wysłuchuję rechotu żab, dźwięku łamanych gałązek lub suchych liści, lecz jedyne co słyszę to cisza.

Droga dalej prowadzi prosto, co zaczyna doprowadzać mnie do szału. Jedynie małe zmiany w wyglądzie otoczenia sugerują, że nie stoję w miejscu. Mimo tego nie wiedzę i nie czuję niczego co mogłoby być znakiem, że idę w dobrym kierunku. Gdybym chociaż trafiła na jakieś ślady stóp, lub rzeczy z plecaka Zelal. Nawet cholerne okruchy by wystarczyły.
Zaczynam biec, Przed oczami widzę trzyletnią twarz mojej siostry, kiedy powiedziałam jej, że nasz tata już nie wróci. Albo kiedy przysypiała na moich rękach gdy szukałyśmy mamy. Myślę o tym, że rozstałyśmy się skłócone.

Zwalniam dopiero po około dwudziestu minutach, by zaczerpnąć powietrza. Beznadzieja ryje we mnie tunel, wyciskając z oczu łzy, a dookoła dalej panuje cisza.

Jestem głodna...
I sfrustrowana.
Kukułka mnie zostawiła.
Czuję się słaba.
To nie mój las.

Opadam ciężko na ziemię, zakrywając twarz dłońmi i tłumiąc swój wrzask. Gdy się uspokajam, zauważam obok siebie krzew z jeżynami. Im dłużej się im przyglądam, tym bardziej mój żołądek domaga się jedzenia.  Wkładam ją do ust żałując, że nie przyjrzałam się jej dokładniej. Moje przemyślenia przerywa odgłos poruszających się liści. Ktoś mnie obserwuje.
Staram się z całych sił nie pobiec sprintem najszybciej jak się da, mając na uwadze fakt, że cokolwiek za mną stoi może okazać się o wiele szybsze ode mnie. Popełniam jednak jeden błąd.Oglądam się za siebie i zostaję przywitana dyndającymi podbródkami i parą obślinionych kłów.

-Cholera.

Nie mam się czym bronić, W tej chwili uszczęśliwił by mnie nawet kamień.
Stwór wygląda jak połączenie wilka, i otyłego kota, z obrzydliwymi długimi pazurami oraz wściekle czerwonymi oczyma.
Zaczynam uciekać, na chwilę przed atakiem.
Wpadam prosto pomiędzy gęsto rosnące drzewa, gniotąc butami niebieskie kwiaty, Za sobą słyszę głośne posapywanie oraz ciężkie lecz szybkie kroki stwora, próbującego mnie dogonić. Nie jest jednak tak szybki jak się spodziewałam. Zanim jednak zdążam złapać cokolwiek by się bronić, czje w brzuchu silny ból, który sprawia, że las rozmywa mi się przed oczami. Upadam na ziemię i nie mogąc się ruszyć, patrzę bezczynnie, jak potwór zbliża się do mnie, gotowy by uczynić mnie swoim posiłkiem.

Jedyną co mi przychodzi do głowy, to to, że zawiodłam własną siostrę i ile bym dała by jeszcze raz ją zobaczyć.
Ślina z pyska zwierzęcia ścieka mi na twarz, gdy nagle potwór staje się jeszcze cięższy, jakby coś nagle na niego naskoczyło i nagle czuję jak ciepła, śmierdząca i czerwona substancja wylewa się na moje ubranie. Gdy cielsko stwora przestaje drgać, osoba która uratowała mi życie szybkim ruchem zdejmuje je ze mnie.
Nie mam siły by choćby ruszyć głową, gdy mojego policzka dotyka gładka i ciepła dłoń. Wydaję z siebie tylko cichy jęk, gdy para silnych ramion podnosi mnie z ziemi i otacza mnie słodkim zapachem który sprawia, że z oczu zaczynają cieknąć mi łzy. Gdy opieram się pierś niosącej mnie osoby wyczuwam rytm, który śpiewa mi do ucha kołysankę o tym, że mogę odpocząć.


*** 

Budzę się.

Nie jest to leniwa i przyjemna pobudka.

Moje powieki otwierają się w ułamku sekundy wpuszczając do oczu światło.

Źródłem światła jest kominek, niedaleko którego leżę. Jestem owinięta w miękki koc, w wygodnym łóżku, a w policzki łaskoczą mnie frędzle z białej poduszki.
Podnoszę się powoli na łokciach. Jestem w jednym z tych pięknych i przytulnych drewnianych domów, rodem z filmu o rodzinie spędzającej ferie zimowe w górskim ośrodku. Tylko, że oprócz gór, z okna o niebieskich zasłonach można zobaczyć również las. Długi korytarz za mnią sugeruje, że dom ma więcej pokoi.
Na stoliku leży plik kartek, a na jednej z nich dostrzegam swoją twarz.
Odskakuję lekko ze zdziwienia które zwiększa się gdy zauważam, że ma na sobie tylko bieliznę.
Przeczesuję palcami włosy i z całych sił próbuję nie panikować. Obok kratek na stoliku stoi także wazon wypełniony tymi cholernymi niebieskimi kwiatami, oraz miska.

Ktoś przyniósł mnie do swojego domu, nakarmił i rozebrał.  Ten ktoś śpi obok mnie.

Tym kimś jest chłopak, wyglądający na mój wiek. Musi być jednym z tutejszych.
Śpi spokojnie na boku. Trzeba przyznać,że nie wygląda źle. Ma na sobie białą koszulkę z wycięciem w serek i spodnie z materiału przypominającego skórę.

Nie wiem czego się spodziewałam po tubylcach. Ten tutaj wygląda jak najbardziej ludzko. Choć na widok jego twarzy opada mi szczęka. Nie potrafię go nawet dokładnie opisać, Lecz mogę powiedzieć, że ten idiota który mnie tu sprowadził może się przy nim schować.
Patrząc na niego budzi się we mnie irracjonalne uczucie urazy.
Zauważam sztylet wiszący obok szaszetki przy jego boku. Być może uratował mnie przed tym otyłym potworem, lecz nie mam pojęcia co mi zrobił gdy byłam nieprzytomna. Albo co zrobi mi teraz.
Muszę się stąd wydostać i potrzebuję czegoś czym mogłabym się bronić. Przygryzając trzęsącą się wargę wyciągam rękę po sztylet. Gdy tylko owijam dłoń na rękojeści, właściciel sztyletu łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie tak mocno, że boleśnie zderzam się z jego klatką piersiową.
-Na twoim miejscu nie robiłbym tego.- mówi spokojnie.- Trzeba było zapytać o pozwolenie.- dodaje z przekąsem.
Nasze twarze są w idealnej odległości, bym mogła spojrzeć mu w oczy. Są jasno brązowe i przeszywają mnie na wskroś.
-Czy mogę wziąć twój nóż?- pytam z udawaną słodkością.- By poderżnąć ci gardło?
Chłopak marszczy brwi, zdziwiony moją groźbą Z jakiejś przyczyny czuję się do niego przywiązana, jestem prawie pewna tego, że myślał, że chciałam zabrać mu  saszetkę, nie sztylet.
Po chwili jestem popchnięta na plecy. Chłopak przygniata mnie całym ciężarem, uniemożliwiając mi zasadzenie mu skutecznego ciosu w jaja.
-Gdzie jestem?- moje słowa brzmią bardziej jak żądanie niż pytanie,
-Wszędzie i nigdzie- odpowiada, potęgując moją chęć uderzenia go.
-Musisz odpoczywać, srebrnooka.- mówi głaszcząc moją skroń- Twoje serce jest jeszcze słabe, a gorączka dopiero co spadła,

Gorączka?

Nareszcie schodzi ze mnie i siada na łóżku jakby nic się nie stało. Ciekawe czy jest przyzwyczajony do widoku dziwnych, półnagich dziewczyn w swoim łóżku. Uśmiechając się głupawo odwiązuje ciągle wiszącą przy jego biodrze saszetkę i rzuca mi na kolana,
-Kwiaty pomarańczy. Ciężko je ostatnio dostać. To antidotum.

Antidotum?

-Na jeżyny które zjadłaś.- tłumaczy.- Zobaczyłaś to co chciałaś widzieć,

Cudownie. Oczywiście, radę którą dał mi ten idiota na sali gimnastycznej puściłam mimo uszu.

-Te owoce były trujące, prawda?-pytam, na co chłopak przytakuje.- Rozchorowałam się po nich i zemdlałam.
-Nie rozchorowałaś się. Umierałaś.
Nie potrzebuję lusterka by wiedzieć że z mojej twarzy odpłynął cały kolor. Prawie umarłam, i zostawiłam Zelal.
Nie wiem co myśleć. Moja odporność na tego chłopaka balansuje na krawędzi. Przydała by mi się pomoc kogoś kto zna okolicę, lecz mój mózg ciągle waży fakty. Zaletą to, że uratował mnie przed tą bestią, wyleczył oraz to, że miał dużo czasu by mnie skrzywdzić, ale tego nie zrobił. Wadą żaś, jest możliwość, że udaje dobroć dla nieznanego mi celu, jest szybki i na nóż oraz mimo intuicji podpowiadającej mi, że mnie nie tknął, w końcu to dzięki niemu mam na sobie tylko bieliznę. A noc jest jeszcze młoda.
-Więc..- zaczynam- Co jeśli chciałabym teraz odejść?- pytam.
- Nie mów mi, że jestem aż tak nudny.
-Jeszcze raz. Co jeśli chciałabym teraz odejść?- powtarzam wolniej.
-Puściłbym cię.- mówi- Ale musiałabyś jeszcze trochę pospać.
-A co jeśli nie jestem zmęczona?
-Nie masz się czego bać.-  mruczy pod nosem.- Nie skrzywdzę cię. Masz moje słowo.
Chcę mu wierzyć. Szczerze mówiąc wierzę mu. Nie boję się go i czuję łączącą mnie z nim więź.
-Twoja cisza kłuje mnie w uszy srebrnooka.- mówi dorzucając drewna do kominka.- Chcesz wiedzieć więcej.- mówi siadając po turecku przy łóżku.
-Kim jesteś?- pytam- Gdzie jesteśmy? Czemu mi pomogłeś? Dlaczego mnie narysowałeś?
Uśmiecha się jak słodki idiota na dźwięk ostatniego pytania przeczesując palcami blond włosy przy karku.
-Ile godzin byłam nieprzytomna?- ciągnę.- Jaka jest pora dnia? Dlaczego spałeś obok mnie? Dlaczego nazywasz mnie "srebrnooką"? Dlaczego zdjąłeś mi ubrania i gdzie one do cholery są?
-Hmm- patrzy na mnie łapiąc się za podbródek.- To wszystko?
-Tak.-burczę
-Napewno?
-Tak!
-Pytania są czymś cudownym prawda?-mówi kładąc głowę na poduszkę.- Jestem jednym ze strażników lasu. Jesteśmy w moim domu. Pomogłem ci ponieważ tego potrzebowałaś. A narysowałem cię bo uważam, że jesteś piękna.
Jego wyraz twarzy staje się posępny gdy mówi dalej.
- Antidotum działa szybko, ale mimo tego byłaś w potwornym stanie przez cały dzień. Mamy prawie wieczór, Spałem obok ciebie ponieważ poprosiłaś mnie o to majacząc. Będę cię nazywał jak chcę dopóki nie powiesz mi jak się nazywasz, a pozatym podobają mi się twoje oczy. Twoje ubrania były brudne więc je wyczyściłem. Są pod łóżkiem.
Przechylam się by sprawdzić czy mówi prawdę. Rzeczywiście wszystkie moje rzeczy tam są. Jestem zdenerwowana tym, że przez swoją głupotę straciłam cały dzień, lecz nie robię nic by doprowadzić się do porządku. Owijam się mocniej kocem i patrząc mu w oczy przeżywam Deja vu. Jakbyśmy się już kiedyś spotkali.

Co nie jest niemożliwe.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------- 

NO DLACZEGO SIĘ NIE ROZPOZNAJECIE!
Hahahaha no niestety trzeba trochę poczekać. Następny rozdział będzie z perspektywy naszego Słońca, co znaczy, że nadchodzą romantyczne metafory. Buziaki :*
(Przepraszam za wszelki literówki i błędy)


4 komentarze:

  1. o ja pierdziule...
    pisz i to już, kiedy będzie kolejny rozdział???
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo kończą się ferie, ale spróbuję napisać go jak najszybciej :)

      Usuń
    2. czuję niedosyt, nie żebym cię poganiała, ale nie zaszkodziłoby, żebyś się jednak pospieszyła
      Poza tym u mnie nowy rozdział, tz już nie taki nowy, bo wisi już tydzień, ale chyba nie widziałaś, a może czytałaś, ech sana już nie wiem
      http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/

      Usuń
  2. Obficie, ciekawie i ładnie! Niczego więcej nie trzeba! (tylko postów)
    http://poczytajmiwmyslach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń